środa, 22 lutego 2017

Jak się nabiłem w psi znaczek

Kolekcjonerstwo to niewątpliwie jakaś odmiana szaleństwa, która szczęśliwym trafem nie została jeszcze dokładnie przebadana przez specjalistów i lekarzy z WHO. Nawet sami sobie wmawiamy, że przecież to zwykłe hobby i nie ma o czym mówić. Jednak gdy przychodzi co do czego i zaczynamy wgłębiać się w jakiś temat to zaczynamy drążyć i drążyć coraz głębiej. Przeszukujemy aukcje na coraz dziwniejszych portalach i giełdach staroci, zaczynamy pod lupą bądź mikroskopem liczyć ile jest kropek/gwiazdek/czegokolwiek na danej monecie i potem porównywać nasze wyniki z innymi numizmatami. Odczuwamy ciągłą chęć kupienia czegoś nowego do kolekcji. Jak nic to objawy szaleństwa ;)

W każdym razie ostatnio i mnie poniosło i sam siebie złapałem w pułapkę tego wariactwa. Zamiast na spokojnie poszukać, sprawdzić, zdobyć jakieś informację, to ja jak jakiś początkujący zbieracz dałem się ponieść chwytliwemu opisowi aukcji i temu, że za godzinę-dwie ma się kończyć. Z racji tego, że jestem łodzianinem i coraz bliższym mi tematem są monety zastępcze to moją uwagę skupiają teraz wszelkiej maści blaszki związane z Łodzią. Ostatnio w oko wpadł mi poniższy okrągły kawałek metalu opisany jako „marka narzędziowa z Łodzi”.


Otworzyłem kończącą się niemalże aukcję i od razu jakby mi czerwoną płachtą ktoś pomachał przed oczami. Żadnego w zasadzie zastanowienia, poszukania w Internecie i archiwum Allegro jakichkolwiek informacji, no nic zupełnie. Była tylko ta myśl: „Muszę to mieć!”. Kwota niska, nikt się nie interesuje, to hulaj dusza i już klikam akceptowalną przeze mnie kwotę. Godzina mija w niepokoju, ale nikt inny nie skusił się na taką rzadkość i już po kilku dniach blaszka była u mnie w rękach. Prawie od razu zeskanowałem ją, pomierzyłem i opisałem i odłożyłem na bok z zamiarem, że „jutro poszukam jakichś informacji o niej i zakładzie gdzie mogła być używana”.

I tak sobie leżała przez prawie półtora miesiąca dopóki jakiś tydzień temu jej nie zauważyłem. No dobra, skoro już ją przyuważyłem, to już się nią zajmę. Siadam więc do komputera i zaczynam szukać. I co się okazało? Toż to żadna marka narzędziowa, a… psi numerek! Na Allegro co jakiś czas pojawiają się wręcz identyczne psie znaczki (ten sam metal, krój liter, numeracja) z innych miast np. Rybnika, Jarosława, Torunia, Inowrocławia, czy z Mysłowic (?). Co ciekawe wszystkie te psie znaczki, w tym też mój, mają datę "1967". Nie znalazłem aby ten rodzaj? typ? psiego znaczka miał jakąś inną datę.

Czym jednak właściwie były te psie znaczki? Od kiedy pierwszy raz je zobaczyłem na Allegro byłem przekonany, że były to takie identyfikatory dla psów, przypinane do obroży, które pozwalały zidentyfikować psa i właściciela, gdyby np. pupil się zerwał ze smyczy i uciekł. Tym większe było moje zdziwienie, gdy natrafiłem na opis użytkownika myvimu, który pozwalam sobie poniżej podać:

"Psie numerki są dowodem uiszczenia podatku od psa. Pomysł by opodatkować właścicieli posiadających psy po raz pierwszy wprowadzono w Królestwie Prus w 1810 jako jeden z tzw. podatków od luksusu. Prawodawcy wychodzili z założenia, że posiadacz niebędącego zwierzęciem użytkowym psa musi także posiadać duży zasób środków finansowych.
Kiedy w Polsce pojawił się ten podatek - nie wiem, ale ponieważ najbardziej interesują mnie warszawskie psie numerki, więc znalazłem gdzieś informację, że stało się to w 1865 roku i trwało chyba nieprzerwanie do 31 grudnia 2007 roku. Od 1 stycznia 2008 r. podatek ten został zniesiony, ale pomimo tego gminy mają prawo do pobierania opłat za posiadanie psa.
Do wybuchu II wojny światowej numerki miały każdego roku inny kształt i widać było w ich wyglądzie "rękę artysty". Natomiast numerki powojenne to taka sztampa bez wyrazu powielana co roku."
cytat ze strony: http://myvimu.com/collection/47787790-psia-kolekcja-numerek-identyfikator-medale-papiery

Dodam tylko, że najczęściej na w/w psich znaczkach z 1967 r. (ale chyba też na kilku z innych lat) wybijano cztery litery np. Bd-Tr. Pierwsze dwie litery odnosiły województwa, pozostałe zaś do miasta. Dla tego skrótu więc było to województwo bydgoskie i Toruń ;) Jak widać na przykładzie mojego nabytku, w Łodzi po prostu napisano "m. Łódź". Być może więc w przypadku innych miast wojewódzkich też tak to wyglądało?

I tak właśnie sam siebie zrobiłem trochę w balona. A wystarczyło przed zalicytowaniem usiąść na 20 minut i choć trochę poszukać… Nie ma jednak tego złego, zawsze to jakaś nietypowa lodziana ;)

2 komentarze:

  1. Fajnie napisane :-).
    Jakże to typowe zachowanie "w naszym hobby"... chyba każdy tak ma, że niby sie "nigdzie nie pali", ale mimo tego i tak czesto w poszukiwaniu nowego trofeum idziemy o ten jednen krok (most) za daleko :-0
    ps. Dodatkowy plus za ten "Bd-Tr" ;-)

    OdpowiedzUsuń