niedziela, 31 grudnia 2017

Coś się kończy...

Dzisiaj ostatni dzień 2017 r., koniec starego roku i zaraz początek nowego. Dlatego też uznałem, że to idealna pora na zakończenie pewnych spraw i po kilku miesiącach wahania się rozpoczęcie czegoś nowego. 

Jak już pewnie zauważyliście od kilku dobrych miesięcy na moim blogu oraz profilu Fb nic się nie dzieje, żadnej nowej notki, informacji, nic. Nie będę ukrywał, że trochę straciłem do tego miejsca serce i nie bardzo wiedziałem dokąd właściwie ta strona ma prowadzić i komu służyć. Stąd też brak nowych pomysłów i w końcu doszedłem do wniosku, że nie ma co starać się na siłę, bo będzie tylko gorzej. Dlatego też zacząłem myśleć o stworzeniu czegoś nowego, o węższej tematyce, żeby to nie był taki miszmasz jak tutaj bez żadnego konkretnego celu i tematu.


Zapraszam więc Was wszystkich w nowe miejsce, które możecie odnaleźć pod adresem: zastepczy.wordpress.com. Niektórzy pewnie wiedzą, że od już jakiegoś czasu coraz chętniej i częściej spoglądałem w stronę pieniądza zastępczego, zwłaszcza jednego regionu, i to jemu właśnie chciałbym poświęcić tam swoją uwagę. Będzie więc sporo o żetonach, pieniądzu wojskowym, dominialnym, kościelnym ale może znajdzie się też miejsce na jakieś współczesne wyroby, mające charakter pieniądza zastępczego.

Zapraszam! :)

wtorek, 7 marca 2017

95% talara z Transylwanii

Kilka lat temu absolutnie zakręciłem się na punkcie talarów. Szperałem po forach, szukałem aukcji, kupowałem literaturę. Absolutnie wpadłem w ten temat i już widziałem oczami wyobraźni przepiękne szafki i kredensy wypełnione tymi potężnymi srebrnymi monetami z XVI-XVIII wieku. Tylko był jeden mały problem. Skąd na to wszystko wziąć pieniądze?! Jako biedny student ledwo sobie mogłem pozwolić na jakiegoś srebrnego grosza Zygmunta III Wazy albo kilka półgroszy któregoś z Jagiellonów, a co tu dopiero mówić o talarach, które już w III stanach potrafią osiągnąć kwoty czterocyfrowe. Cóż, mój zapał w tej sytuacji trochę opadł i marzenie o własnym gabinecie numizmatycznym rozwiało się jak dym na wietrze…

sobota, 4 marca 2017

Marka narzędziowa z Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. Hanki Sawickiej w Łodzi

Historia Widzewskiej Fabryce Nici, tzw. "Niciarki" sięga końca XIX wieku, a dokładniej roku 1892. To właśnie wtedy rozpoczęto budowę w podłódzkim Widzewie pierwszej na ziemiach polskich fabryki nici. Jej twórcami byli Juliusz Kunitzer, zwany również Królem Widzewa, oraz kupiec z Petersburga Lejzor Lourie.

Budowa wspaniałego i potężnego gmachu na "na 22 dziesięcinach i 777 sążniach" zajęła 5 lat i można by powiedzieć, że zakończyła się 17 lipca 1897 r. kiedy to zostało zawiązane "Towarzystwo Akcyjne Łódzkiej Manufaktury Niciarnianej" (spotkać się również można z nazwą "Towarzystwo Akcyjne Widzewskiej Fabryki Nici").

Budynek widzewskiej "Niciarki", jak ją potocznie nazywano (określano ją również mianem "Niciarni"), został postawiony z czerwonej cegły w stylu dominującym w tamtym okresie dla łódzkich budynków tego typu - przypomina bardziej warowną twierdzę (wpływają na to elementy elewacji, monumentalność całej budowli, dawniej również wysoki mur), niż fabrykę. Nie można jednak, mimo tego, odmówić manufakturze pewnego uroku przez to, że wygląda tak jak wygląda.

środa, 22 lutego 2017

Jak się nabiłem w psi znaczek

Kolekcjonerstwo to niewątpliwie jakaś odmiana szaleństwa, która szczęśliwym trafem nie została jeszcze dokładnie przebadana przez specjalistów i lekarzy z WHO. Nawet sami sobie wmawiamy, że przecież to zwykłe hobby i nie ma o czym mówić. Jednak gdy przychodzi co do czego i zaczynamy wgłębiać się w jakiś temat to zaczynamy drążyć i drążyć coraz głębiej. Przeszukujemy aukcje na coraz dziwniejszych portalach i giełdach staroci, zaczynamy pod lupą bądź mikroskopem liczyć ile jest kropek/gwiazdek/czegokolwiek na danej monecie i potem porównywać nasze wyniki z innymi numizmatami. Odczuwamy ciągłą chęć kupienia czegoś nowego do kolekcji. Jak nic to objawy szaleństwa ;)

czwartek, 16 lutego 2017

Stemple opłat w dawnych dokumentach

Być może niektórzy Czytelnicy, kierowani niepohamowaną ciekawością, kliknęli na mój profil w pasku bocznym i odkryli, że poza tym blogiem prowadzę również kilka innych. Jeżeli jednak nie należysz do tych poszukiwaczy przygód to wiedz, że poza monetami interesuję się także historią mojej rodziny (czyt. genealogią) oraz razem z moją Lubą prowadzę bloga restauracyjno-kulinarnego. Dzisiaj jednak nie będę tutaj podejmował tematu jedzeniowego, a nawiążę trochę do mojej genealogicznej pasji :)

Szukając swoich przodków i krewnych muszę korzystać z wielu źródeł. Przede wszystkim są to akta stanu cywilnego, z których można odczytać najważniejsze dla mnie informacje tj. gdzie się urodził/zmarł, dane rodziców, wiek, zawód etc. Czasem jednak sięgam do innych dokumentów, stanowiących trochę wyższą szkołę jazdy dla badaczy przeszłości – alegat, ksiąg sądowych i hipotecznych, notariatów etc. Tam zaś, poza przeróżnymi informacjami cennymi dla genealoga natrafiam na ślady „numizmatyczne”. Otóż za niektóre dokumenty bądź czynności (zresztą tak jak dzisiaj) petent musiał wnieść stosowną opłatę. Jeżeli jej dokonał osoba sporządzająca dany dokument albo notowała w treści określoną kwotę, albo przystawiała na dokumencie stosowny stempel. Poniżej przykłady jak to wyglądało.